Reklama Google

wtorek, 22 marca 2011

Władcy Umysłów - walka z przeznaczeniem.

Dla mnie to był dziwny film. Trochę sensacja, trochę dramat-obyczaj. Takie nie wiadomo co. Ale po koleji. Pierwsze, co rzuca się w oczy to Matt Damon, który mocno przytył. Pewnie specjalnie do roli, ale mimo to, jak patrzyłam na tego aktora to widziałam jego, lekko grubego a nie postać, którą grał. Może dlatego, że we wcześniejszych filmach był zbyt "dużym ciachem"? Taki wysportowany, zwinny, muskularny (...) :) Jedyne co się nie zmieniło to jego uśmiech - nadal wciska w fotel:) 
Matt gra kongresmena, który kandyduje do senatu więc pewnie reżyser chciał wzmocnić wiarygodność bohatera poprzez dodanie mu kilkunastu kilogramów. Tak, czy inaczej - nie kupiłam tego, więc z przygotowaniem postaci wyszło, moim zdaniem, tak sobie. Głównym wątkiem filmu nie są rozgrywki polityczne, które bohater przeżywa w trakcie kampanii, tylko jego walka o prawo do kochania, do miłości. Ciekawym elementem historii jest to, że bohater toczy tę walkę z przeznaczeniem, które autorzy scenariusza przedstawiają jako konkretne postacie. Walka nie toczy się więc z nieokreśloną siłą, ale z ludźmi i to jeszcze bardziej uatrakcyjnia fabułę filmu. Dalej już nic więcej nie powiem bo zepsuję film tym, co zamierzają go jeszcze obejrzeć. Uważam jednak, że próba pokazania tematu przeznaczenia, losu zapisanego "gdzieś na górze" w nieco mniej sztampowy sposób to najmocniejszy atut fabuły filmu. Wyszło interesująco.
Tego samego nie mogę niestety powiedzieć o roli Emily Blunt, która grała w filmie tancerkę baletu, partnerkę bohatera. Widzieliście może kiedykolwiek tancerkę baletu, która ma biust w rozmiarze 75C, brak mięśni ramion i zero gibkości tak typowej dla tancerzy? Nie mam nic przeciwko Emily, ładna buzia i gra na nie najgorszym poziomie, ale w tej roli wypadła moim zdaniem niewiarygodnie. Nie kupiłam też emocji, które przeżywa w kulminacyjnym punkcie filmu, no ale wiem że co do samej gry to bywam nieraz zbyt wymagająca:) Mam znajomych, którym Emily akurat się podobała w tej roli. Tak, czy inaczej rozumiem teraz dlaczego Natalie Portman dostała Oskara za rolę baletnicy w Czarnym Łabędziu. Ona po prostu była w tym filmie baletnicą, a Emily we Władcy Umysłów próbowała ją zagrać. 

Generalnie, wybrałam się na ten film licząc na dobrą sensację, do jakiej przyzwyczaiły nas już wcześniejsze tytuły Matta. I jestem lekko rozczarowana. Do porządnego dreszczu zabrakło mi  "prawdziwie" złych postaci, dzięki czemu walka i końcowe zwycięstwo bohatera są dla widza bardziej satysfakcjonujące. 
Film oceniam na 3, głównie za uśmiech i rolę Matta oraz za próbę pokazania siły przeznaczenia w interesujący sposób. Widać, że był tam jakiś dobry pomysł, ale idea rozmyła się gdzieś w przeciętnym scenariuszu. No trudno. Polecam jednak film tym, co mają trochę więcej wolnego czasu i widzieli już najważniejsze premiery. Myślę, że będzie to także dobry dodatek do niedzielnych wieczorów na kanapie przed DVD.

2 komentarze:

  1. chciałem zobaczyc, ale jak oceniony na 3 to chyba nie warto. to jaka jest teraz dobra sensacja do zobaczenia??

    OdpowiedzUsuń
  2. Proponuje poczekać na TOŻSAMOŚĆ z Liamem Nessonem i Daiane Kruger. Czuję, że to będzie niezłe kino:), przynajmniej tak było ostatnio jak widziałam film z tym aktorem. Premiera już za chwilę, a recenzja chwile później:). A tymczasem polecam JESTEM BOGIEM - nie ma co prawda tam bardzo dużej strzelaniny, ale rozrywka bardzo fajna!

    OdpowiedzUsuń