Reklama Google

niedziela, 21 sierpnia 2011

Larry Crowne - faktyczny uśmiech losu!

Tym, co zaglądają na mojego bloga przynajmniej raz w tygodniu a wiem, że TACY faktycznie są :) winna jestem małe przeprosiny za swoją znikomą ostatnimi czasy aktywność. Wybaczcie. Wybaczcie, bo trudno pisze się z pasją, kiedy wychodząc z kina zaczynasz mieć świadomość, że "musisz TO jeszcze przelać na papier". Wybaczcie, bo kiedy w kinie gasną światła nie każdy z widzianych filmów zasługuje na dalszą uwagę. Wybaczcie, bo nawet jeżeli takie kino się zdarzy - nie zawsze zwyczajnie mam ochotę pisać. Co zatem? Nic. Po prostu jeżeli czytasz teraz kolejną recenzję, wiedz że jest to kino, które wzbudziło we mnie dużo większe emocje niż tylko zwykły uśmiech.   Irytacja, wkurzenie, zachwyt lub wzruszenie - oto motywy, dla których warto pokusić się na dalszy komentarz. Reszta, jest pod tytułem "Przeminęło z wiatrem" i sami decydujcie. 


Ale do rzeczy. Jak widać obejrzany przed chwilą film natchną mnie na tyle, aby o godzinie 00:15, po skończonym nocnym seansie wrócić do domu i otworzyć laptopa. Czy Larry Crowne okazał się lepszym filmem niż obejrzany przeze mnie niedawno Kret lub trochę dawniej - Uwikłanie? Nie. Czy Larry był lepszy bo grała w nim jak zwykle pięknie uśmiechnięta Julia Roberts, a w Krecie tylko Szyc? Także - nie. Zresztą, oba polskie tytuły okazały się rewelacyjne zasługując uczciwie na najlepsze wprost oceny. Zatem co takiego, prócz nieskończenie długich nóg głównej bohaterki, Tom Hanks pokazuje w tym swoim kinie? Odpowiedź jest prosta - życie. 
Jedno proste słowo a jak się okazuje - dla wielu ludzi może mieć odmienny i jednocześnie ciekawy smak. Odtwórcą tytułowego Larrego jest oczywiście Tom Hanks jednak na uwagę zasługuje fakt, że jest on i głównym aktorem męskim i reżyserem i współtwórcą scenariusza. Odważny ruch, ale oglądając film szybko można zrozumieć dlaczego LARRY CROWNE  okazuje się artystycznym sukcesem. Jest to histora zwykłego faceta, który po czterdziestce przechodzi kryzys i w rezultacie podejmuje kilka trudnych, zaskakujących dla otoczenia decyzji. Szybko okazuje się, że będąc otwartym na innych bohater czerpie z owych zmian coś, czego zdaje się brakowało mu dotychczas najbardziej - życie. Tytułowy Larry Crown to "fajny gość", a jego historia na różnych etapach staje się nam, widzom bardzo bliska, dlatego z każdą chwilą wciągamy się coraz bardziej i bardziej... 
Z tego miejsca przesyłam duże ukłony w kierunku twórcy filmu. Postacie, sytuacje i wątki skreślone są w sposób czytelny, przyjazny, lekko zaskakujący, ale przede wszystkim - szczery.  To właśnie to poczucie o szczerości Toma Hanksa wobec siebie, bliskich i życia jest moim zdaniem główną wartością tego, co stworzył. Inaczej jego bohater nie wkroczyłby tak bezpośrednio z literackiej fikcji do naszego życia pokazując w sposób otwarty, ciepły a także humorystyczny, że bez względu na wszystko złe, co nas spotyka - może być dobrze. Banał? W tej chwili nie odpowiem na to pytanie:). Po obejrzeniu LARREGO poczułam jednak, że to tak bardzo możliwe, że aż chciało mi się o tym napisać. 

Doskonały scenariusz, doskonała reżyseria, doskonałe role aktorskie. Ale najlepszym elementem tego kina jest fakt, że po jego obejrzeniu  przez długą chwilę jeszcze widzimy i wierzymy, że nawet będąc zwykłym przeciętniakiem z lekko zmarnowanym życiem - Twoja historia także może mieć swój happy end. 

Polecam  -wszystkim. Moja ocena 5/ na 5.