Reklama Google

czwartek, 23 czerwca 2011

CZERWCOWE HITY - KAC VEGAS II, X-MEN - lekko i przyjemnie, ale i bez fajerwerków!

Początek czerwca to dla mnie z reguły wakacje. Tym razem tylko tygodniowe i może dlatego potrzebowałam jeszcze kolejnych 10 dni, aby złapać odpowiedni dystans do codzienności. Także do Nawigatora. Zaczęłam pisać tego bloga bo kocham kino, ale po trzech miesiącach oglądania i pisania prawie o wszystkim, co w kinie leciało podniecenie przed pierwszą sceną minęło, a większość z obrazów zaczęła mnie nużyć. Wszystkie filmy wydały mi się jakoś do siebie podobne, przeciętnie dobre, przeciętnie interesujące (...) Ileż można więc tak oglądać i pisać? Obiecałam więc sobie, że nie zacznę znowu, dopóki któryś z oglądanych na bieżąco obrazów nie zwali mnie z nóg. Dokładnie! Oczekiwałam wewnętrznych fajerwerków na 5, na każdym poziomie i ani punktu mniej! Inaczej koniec z pisaniem o "przeciętniakach",  gdyż to nie dzięki nim kino stało się moją pasją. Na taką  "perełkę" trafiłam wczoraj, nieoczekiwanie, czyli pod koniec miesiąca i nie jest to tytuł z pierwszej półki popularności. 

Ale o tym osobno. Wracając do pisania muszę bowiem zrobić najpierw krótki przegląd tego, czym wszyscy się tak ostro podniecają i na co Polacy "walą" drzwiami i  oknami już od miesiąca. 

Na początek KAC VEGAS W BANGKOKU. Pierwszą część obejrzałam tylko i wyłącznie za namową przyjaciół, już na DVD, gdyż sądziłam że jest to po prostu kolejna, kiepska komedia z klozetowym humorem dla Amerykanów. I oczywiście humor nie był zbyt ambitny, ale sam film rewelacyjny! Dlatego nie wahałam się kupując bilet na premierę dwójki. Poza tym widok "skończonego" Bradleya Coopera na plakacie filmu jest, jak obietnica czegoś ekstremalnie zaskakującego. No, nie mogłam nie pójść!
I dobrze zrobiłam, choć sam film jest po prostu wierną kopią jedynki. To trochę tak, jakby do znanego wszystkim wzoru podstawić inne dane. Oglądamy więc kolejny wieczór kawalerski, na którym aspołeczny i śmieszny grubas ponownie rozwala kumplom zaplanowaną imprezę w rezultacie czego cała ekipa trafia w centrum azjatyckiej rozrywki okraszonej seksem i prochami. Tyle z fabuły. Film jest świetnie skręcony, scenariusz choć nie odkrywczy to nadal pozwala oglądać wyrazistych bohaterów, a tempo całej akcji zapewnia chwilami ekscytujący kalejdoskop wrażeń. Jednym słowem zero nudy, dużo humoru (choć mam wrażenie, że to już ostatnie krople z tej cytryny) i dobre kreacje aktorskie. Czego chcieć więcej?
Moja ocena to 4,5/z5. Na ocenę 5 zasługuje część pierwsza.  Polecam dosłownie wszystkim  - idealne kino na chwilowe "oderwanie się od rzeczywistości".


Kolejny obraz, który wzbudza sympatię widzów to X-MEN: PIERWSZA KLASA, czyli opowieść o tym, jak to się wszystko zaczęło.  W recenzji redakcji FilmWeb przeczytałam, że ta kolejna odsłona zasługuje niemalże na miano kina oskarowego, a fabuła pełna jest wielowymiarowych, intrygujących postaci oraz fantastycznych efektów specjalnych. Po jej obejrzeniu dosłownie słów mi zabrakło. Zgłupiałam i stwierdziłam, że chyba kompletnie przestaję rozumieć kino, albo dzisiejszych recenzentów. Film okazał się bowiem  przeciętny.
Najciekawszym wątkiem fabuły jest historia Magneto, dzięki której zaczynamy rozumieć jego późniejszą nienawiść do ludzkiej rasy. Reszta historii to po prostu pobieżnie pokazane losy pozostałych super bohaterów, które łączą się i dzielą w momentami zaskakujący sposób. I tyle. Film jest dobrze nakręcony, ale scenariusz traktuje o wszystkim nierównomiernie. Historia Magneto opowiedziana dość wnikliwie i treściwie, ale już o innych bohaterach sztampowo i powierzchownie, jakby twórcom zabrakło czasu, albo w trakcie kręcenia zmieniano scenariusz. Na koniec widz dostaje oczywiście sceny walki dobra ze złem, w trakcie których rozstrzygnięcie losów każdego z bohaterów staje się jednocześnie początkiem nowego rozdziału w życiu Mutantów. Same efekty są jednak takie sobie, ani szczególnie kiepskie, ani świetne - po prostu przeciętne. Gra aktorska to oprócz kreacji Magneto plejada aktorstwa na poziomie High School Musical, czyli ani szczególnie porywająca, ani nużąca - po prostu zwyczajna. Film oceniam więc na 3,5,/z5 gdyż jestem wiernym fanem przygód zmutowanych bohaterów. Pomysł dobry, ogólnie nie było źle, ale oprócz lepszego scenariusza czegoś jeszcze w tym filmie zabrakło..

Dla tych, co jeszcze nie widzieli ani jednej części X-MENów - szkoda czasu. Dla fanów sagi - polecam, no bo raczej trzeba:) - jakoś się przecierpi ten szereg niedoskonałości. Zapowiada się przecież ciąg dalszy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz